Dużym problemem w naszym treningu (a potem w związku z tym także w ciele) bywa to, że często szpagaty są pierwszym punktem na liście celów treningowych.
Jeśli są pierwszym = najważniejszym – to super!
Ale żeby wydarzyły się zdrowo i zostały z nami na długo, to przed nimi powinno się być może pojawić kilka innych punktów, np:
- ogólny komfort układu ruchu. Jeśli coś nas “trzyma”, boli i ogranicza normalne funkcjonowanie, to warto się z tym uporać przed przystąpieniem do treningów typowo szpagatowych. Może np. wjechać fizjo lub trening relaksacyjny/rozluźniający.
- stabilizacja ciała na minimum poziomie podstawowym. Dobrze by było, żeby mniej więcej wiedzieć, jak np. powinno wyglądać podstawowe ułożenie ciała w podporze i być w stanie mniej więcej odwzorować tą pozycję.
- trochę regularnej aktywności fizycznej. Takiej, która po prostu pobudzi nasz układ ruchu i zaangażuje jak największą ilość grup mięśniowych (np ogólny trening całego ciała, trening funkcjonalny, bieganie).
- świadomość, że jeśli dopiero zaczynamy, to rozciąganie ZAJMUJE CZAS. Szpagat w tydzień, miesiąc czy pół roku nie jest niemożliwy, ale zdarza się BARDZO RZADKO. Szczególnie jeśli mówimy o faktycznej kontroli tego co robimy, a nie rozpłaszczaniu się byle jak byle niżej. Wszystko oczywiście zależy od punktu wyjścia, predyspozycji, systematyczności, doboru ćwiczeń, itp.
Z plusów – znacząca większość normalnie zbudowanych osób anatomicznie najprawdopodobniej ma dostępny taki zakres w biodrach. Więc da się! Ale przyda się cierpliwość, systematyczność i dokładność.