Czy zastanawialiście się kiedykolwiek, z ilu rzeczy zrezygnowaliście, bo ktoś tak powiedział? Ile marzeń odłożyliście do szuflady, bo usłyszeliście, że to kiepski pomysł, nigdy się nie uda, albo nie macie predyspozycji?
Te słowa pochodzą często od naszych najbliższych, osób, które nas kochają, są autorytetem. My sami łatwo oceniamy. Innych i siebie.
To absolutnie nie znaczy, że nie powinniśmy się dzielić naszymi poglądami. Ale być może warto upewnić się, że ktoś faktycznie chce usłyszeć nasze zdanie, podkreślić, że wypowiadamy własną opinię. Otworzyć temat do rozmowy, przemyśleć za i przeciw, a niekoniecznie od razu przechodzić do “podsumowania”.
Ja zacznę: po maturze rzuciłam taniec, który kochałam najbardziej na świecie i poszłam na studia na… architekturę. Bo to “dojrzała decyzja”, a “architekt to szanowany zawód”, no i “co będzie po trzydziestce?” Czy było beznadziejnie? Nie! Architektura, to wymagające, ale fajne, kreatywne studia. No i ludzie byli super. Ale po latach, już z dużo większym dystansem do tego, co “muszę” i “powinnam”, przestałam równolegle ciągnąć w życiu dwa zupełnie niepowiązane kierunki i wróciłam do ruchu na 100%. Bo to mam we krwi!
Macie takie historie? Jak sobie poradziliście?