Nie tylko do rozciągania, ale przede wszystkim do komfortowego funkcjonowania na co dzień, najlepiej by było, gdyby nasze mięśnie były w stanie pracować w pełnym spektrum: od rozluźnienia do maksymalnego napięcia. Nasz tryb życia, uwarunkowania środowiskowe (czyli wszystko z czym się spotykamy), aktywność fizyczna (lub jej brak), dysfunkcje (a każdy jakieś ma) powodują, że jedne mięśnie aktywują się rzadziej/mniej niż powinny, a inne (m.in. kompensując to) pozostają cały czas napięte.
Rolowanie może pomóc przywrócić spięte mięśnie do bardziej neutralnego stanu (choć zazwyczaj to tylko jeden z ważnych elementów, o których powinniśmy pamiętać dążąc do poprawy samopoczucia). Może również pomóc “zresetować” układ nerwowy, a to pośrednio nie tylko obniży napięcie mięśniowe tam, gdzie jest ono zbyt wysokie, ale także może pozytywnie wpłynąć na mobilizację tych “bardziej leniwych” mięśni do pracy. A to dopiero wierzchołek góry lodowej, bo właściwie dobrane ćwiczenia będą także pomagały uelastycznić powięź, mogą obniżać poziom stresu, przyspieszać proces regeneracji mięśni po wysiłku fizycznym.
Jednak tutaj ważne zastosowanie ma powiedzenie: co za dużo to nie zdrowo. Rolując się, powinniśmy pozostawać w strefie względnego komfortu (zbyt mocne bodźce będą działały dokładnie odwrotnie!). Często możemy w związku z tym usłyszeć, że intensywność takich ćwiczeń nie powinna przekraczać wartości 6-7 w skali od 1 do 10. Nie chcemy także zbyt długo pracować nad jedną partią/grupą mięśni, żeby nie powodować mikrourazów (od których nie umrzemy, ale na pewno będziemy potrzebować wtedy dodatkowej regeneracji).
Pamiętajcie też, że to bardzo ogólne zasady, a najlepszy efekt zawsze będzie miało indywidualne dobranie treningu z doświadczonym trenerem i wizyta u fizjoterapeuty!