Czy warto stawiać wszystko na głowie, żeby nasza kosmetyczka z dnia na dzień stała się przyjaźniejsza zwierzętom??
Panuje przekonanie, że kosmetyki #crueltyfree i #wegańskie są trudno dostępne i drogie. Że jest ich mało, więc jeśli ktoś ma wymagającą skórę, opcji wege nie bierze nawet pod uwagę. Podczas gdy jedyne, bo jest tutaj czasem mniej wygodne – to dostępność do informacji. Kosmetyki przyjazne zwierzętom, podobnie jak i pozostałe, można znaleźć na rożnych półkach cenowych i nie tylko te, za które trzeba zapłacić majątek, mają wyspecjalizowane działanie. Kosmetyczkę można wymieniać stopniowo, każda nasza najmniejsza decyzja przekłada się na ogólną wysokość sprzedaży konkretnych produktów, więc i na wielkość ich produkcji. Jedna osoba nie zmieni świata, ale grupa osób wybierających częściej produkty bez okrucieństwa, to mniejsze zapotrzebowanie na produkcję, a więc i nieetyczne przygotowanie i testowanie produktów.
W Europie obowiązuje zakaz testowania składników używanych w kosmetykach na zwierzętach. Czy wiedzieliście jednak, że część firm omija go, testując substancje jako te z przeznaczeniem medycznym/farmakologicznym (tu zakaz nie obowiązuje) i dopiero później zmieniając ich wykorzystanie na kosmetyczne? Zakaz nie obowiązuje także, jeśli firma posiada laboratoria poza Europą. Ponadto każda firma europejska, chcąc wejść np na rynek chiński, zgodnie z tamtejszym prawem, musi wyrazić zgodę na testy wg chińskich standardów (zgadliście, zakaz testowania na zwierzętach tam nie obowiazuje). I jeśli chcielibyśmy to wszystko brać pod uwagę podczas zakupów, zaczyna się robić grubo.
Dlatego właśnie co jakiś czas pędzę do Was z pomysłami na kosmetyki faktycznie nie testowane na zwierzętach. BANDI właśnie wypuściło linię kosmetyków do cery wrażliwej, skłonnej do podrażnień i przebarwień. Sprawdźcie je koniecznie przy najbliższej okazji, tym bardziej, że ich cena jest naprawdę przystępna!?